Daj się poznać Dolomitom: Latemar

dnia

Przyszedł czas na kolejną wizytę w Dolomitach. Tymczasem chciałem wykorzystać wolny dzień i piękną pogodę, aby  zajść gdzieś wyżej. A opcji jest naprawdę sporo.  Wybór padł na Latemar. Pod tą nazwą kryje się formacja szczytów, z których najwyższy wg źródeł ma 2842 m n.p.m. Pod Latemarem znajduje się kilka wiosek, z których większość stanowią ośrodki narciarskie. Także i tym razem zastałem prawie opustoszałą bazę. Ale o tym później.

Warto też dodać, że pod tym pasmem znajduje się Lago di Carezza, o którego urokach pisałem już na blogu w tym poście 🙂 Miejsce naprawdę obowiązkowe do odwiedzenia w czasie pobytu w Tyrolu ( ups…zbyt dużo tych miejsc, ale to świadczy o wyjątkowości tego regionu). Jeszcze inna ciekawostką jest, że z innej strony Latemaru leży wioska Predazzo, gdzie Polacy zgarnęli swego czasu dużo złota. W 2003 roku Adam Małysz zdobywał tam podwójne mistrzostwo świata, a 10 lat poźniej jego wyczyn na dużej skoczni powtórzył Kamil Stoch.

Tymczasem ja wybrałem inną wioskę na swój punkt startowy – Obereggen. W zasadzie można by się zaśmiać, że każda wioska w Tyrolu ma swój „góry” odpowiednik. Bo Obereggen jest kolejną wioską po Eggen. Do tego miejsca z Bolzano można się dostać autobusem regionalnym nr 180. Po 45 minutach byłem już na miejscu i mogłem zacząć się szukaniem trasy. Po raz kolejny, jako że trafiłem w przerwę między sezonami zimowym, a letnim, nie zastałem prawie nikogo. Trasy wylistowane na mapie sporo namieszały w mojej głowie, jednak po 20 minutach udało się w końcu odnaleźć drogę. Po chwili mogłem się już cieszyć pięknymi widokami wokoło:

IMG_20170526_101731[1]

Jak widać, po sezonie zimowym została jedynie infrastruktura. Na ludzi i śnieg trzeba trochę poczekać 🙂 Chodząc różnymi ścieżkami w Tyrolu zauważyłem, że informacje czasowe podane na tabliczkach informacyjnych, często nie zgadzają się z rzeczywistością. Zwykle idzie się szybciej, albo to po prostu ja mam dobrą kondycję. Boh. Wyznaczyłem sobie zatem za cel by wyjść na tyle wysoko, aby zobaczyć panoramę Dolomitów.

Po około 40 dotarłem do jednej chatki, gdzie mogłem sprawdzić ileż to czasu potrzebuje na wyjście na sam szczyt:

IMG_20170526_103138[1]

3h 50 min! No jest kawał czasu. Chyba na górę nie dojdę, chyba, że po powrocie do bazy będę łapał stopa by wrócić do Bolzano 😛

Po 20 minutach docieram do kolejnej chaty, za którą rozpościera się już widok na te wyższe pasma Alp:

IMG_20170526_104324[1]

Po jakimś czasie docieram do stacji narciarskiej Oberholz. Oczywiście bezludzie 🙂 Swoją drogą mam duże szczęście, że mogę wędrować po Dolomitach w czasie gdy tłumy turystów rezerwują bilety i hotele, ale jeszcze nikt ich tutaj nie widział. Aczkolwiek dzisiaj widziałem wielu motocyklistów śmigających po asfaltach tyrolskich 🙂 Więc wiedz, że coś się dzieje. A stacja Oberholz znajduje się na wysokości 2096 m, więc jest to już spora wysokość. Także niedługo po tym drzewa zaczynają zanikać, zostaje tylko kosodrzewina. Dzięki temu widać już wyraźnie cel, który wydaje się być tak blisko, natomiast tabliczka pokazuje 2h 50 min!

IMG_20170526_145752[1]

A potem już tylko wyjście coraz wyżej i wyżej i kręcenie głową dookoła. Bo gdzie tu się patrzeć, jak wszędzie góry!

IMG_20170526_113000[1]

Jak widać, gdzie kończą się drzewa tam sypie się gruz! Całe piękno Dolomitów. I uważać też trzeba, na to gdzie się stawia nogę. Jeden zły ruch i jadziem Panie w dół! A mówiąc poważniej, bardzo ważne jest tutaj w Dolomitach, by iść za wyznaczoną ścieżką. Każde pójście na skróty może być ryzykowne i możemy zacząć zjeżdżać w dół. Coraz wyżej i coraz piękniej!

IMG_20170526_113903[1]

IMG_20170526_122237[1]

Jak widać na zdjęciach, pojawiło się dużo śniegu. Okazało się, że również na trasie. I tutaj miał miejsce najbardziej dramatyczny moment na trasie. Doścignąłem pewną niemiecką parę 50 latków. Zastanawiali się oni czy iść dalej. Porozmawialiśmy chwilę i sam też zacząłem kminić. Po chwili pojawili się tym razem już schodzący z góry wspinacze, mówiąc, że jest dużo śniegu i jest niebezpiecznie. Mimo wszystko poszliśmy dalej. Ja na przedzie, szukając optymalnego miejsca w śniegu. Podejście jednak wyglądało, że na dwoje babka wróżyła. Po minucie usłyszałem nagle odgłos jakiegoś kamienia (małego głazu) spadającego od stóp Niemców. W gąszczu nasączonych dramatyzmem niemieckich słów tej kobiety, dało się usłyszeć „szajse!”. Po czym doszło do ostrej wymiany zdań i Państwo już wyżej nie wyszli. Tymczasem ja po chwili spotkałem 2 gości schodzących z góry, którzy wlali we mnie nadzieję, na ujrzenie panoramy Dolomitów. Następne 40-50 minut spędziłem zatem pełzając po śniegu i znajdują przy tym optymalne miejsce by postawić stopę. Poszło nawet nieźle. Słońce, brak chmur, zaklęta cisza! Czego chcieć więcej 🙂

IMG_20170526_124115[1]

Jak się dobrze wpatrzeć w zdjęcie, to w centrum widać po raz kolejny biel i czerwień. Miło poczuć się bardziej swojsko 🙂

Pod koniec tego śnieżnego odcinka nastał moment pewnego dylematu. Był tam bowiem odcinek około 40 metrów, który trzeba było przejść po zboczu pokrytym śniegiem, gdzie ślady po poprzednich włóczykijach były już bardzo niewyraźne.

IMG_20170526_124821[1]

Zdecydowałem zatem, by bardzo powoli i uważniej pójść naprzód, przed każdym kolejnym krokiem robić solidny ślad w śniegu, aby potem tam wsadzić bezpiecznie stopę. Jak się okazało, wszystko poszło bardzo sprawnie, Także nie taki diabeł straszny jak go malują. A było warto. Po chwili znalazłem się w miejscu na wysokości około 2600m. A stamtąd można już podziwiać piękna panoramę Dolomitów:

IMG_20170526_125838[1]

IMG_20170526_130055[1]

Na samą górę było jeszcze (wg oznaczeń) 1h20 min. Natomiast zrezygnowałem z tego podejścia, gdyż wtedy nie zdążyłbym na ostatni autobus powrotny. Zresztą widok już był niesamowity. Postanowiłem więc spocząć na głazie i cieszyć się tą chwilą.

Aż tu nagle ciarki mnie przeszły. Jakiś cień nad głową. Samolot? Superbohater? Nie, to tylko kruk alpejski. A nawet 5. Chłopaki rozmowni nie byli, ale przynajmniej posiedzieliśmy chwilę:

IMG_20170526_131230[1]

No to chyc! Za paluszka go! A kto pierwszy, ten zje lepszy.

A już myślałem, że rozdziobią nas kruki, wrony.

IMG_20170526_132853[1]

Widać nawet z lotu ptaka (kruka) ścieżkę, którą wydeptałem w śniegu:

IMG_20170526_134148[1]

Z tej perspektywy jak ślady mrówki.

To na koniec jeszcze zdjęcie całej panoramy:

IMG_20170526_131503[1]

No to tyle. Nic nie trwa wiecznie, Chwila jest wszystkim. Po wyjściu trzeba też zejść. Ale z tej perspektywy też można dostrzec piękno natury dookoła:

IMG_20170526_151146[1]

To gdzie mnie ta droga zaprowadzi następnym razem?

Odpowiedź już wkrótce.

Ciao! 🙂

8 Komentarzy Dodaj własny

  1. Anna Kot pisze:

    wspaniałe zdjęcia 🙂

    Polubienie

  2. Przepiękne widoki! ❤ Mnie przekonałeś! 😉 Pozdrowienia z upalnego dziś Paryża!

    Polubienie

  3. czaya pisze:

    Dolomity to moje ulubione góry bo najprawdziwsze, gołe i … suche. Już nie mogę doczekać się lipca, chcemy wpaść na kilka dni na ferraty, pewnie w okolicach Tre Cime.

    Polubienie

    1. To prawda, wrażenie robią niesamowite. Szczęściem jest mieszkać u ich stóp. W okolice Tre Cime też mam zamiar się wybrać, więc na pewno na blogu pojawi się wstawka na ten temat. Pozdrawiam!

      Polubienie

  4. baskaeta pisze:

    Przepiękne widoki, koniecznie muszę się tam kiedyś wybrać 🙂

    Polubienie

  5. Ania W pisze:

    Przepiękne miejsca. Kiedyś mam w planach również się tam wybrać 🙂

    Polubienie

  6. Ania W pisze:

    Przepiękne miejsca. Kiedyś mam w planach również się tam wybrać 🙂

    Polubienie

  7. Paulina pisze:

    Bardzo mi to miejsce przypomina Nasze polskie Karkonosze. Bardzo podobne szlaki, wygląd. Jak znajdziesz chwilę to polceam zobaczyć 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz